Piątek to prawdziwy początek podróży. Prawdziwy, bo ta podróż rzeczywiście staje się mocno odczuwalna. Wsiadamy w samochód, ze względu na presję czasu znaleziony przez blablacar, rzecz z pogranicza standardowych usług transportowych i ekonomii współdzielenia, która przynajmniej z zamysłu ma umożliwić poznanie nowych osób. To wyszło nam tak sobie. Nasz kierowca należał do tych raczej milczących, preferując słuchanie techno. 10 godzin ostrego techno, przerywanego słowami DJa, głównie pozdrowieniami Malinek i Agnieszek przez Misiaczków i Tomeczków. Przez ten czas też wiele się zmienia w myśleniu – od cierpienia, przez odkrywanie jakiejś formy folkloru w tej sytuacji aż po zaciekawienie i wnikliwą obserwację. Podobnie i z milczeniem, od wynikającego z moich zaburzeń społecznych poczucia winy za milczącą sytuację w samochodzie po zrozumienie, że komfort obu stron jest równie istotny, szczególnie gdy korzystamy z usługi, jaką przez wniesienie opłaty niewątpliwie staje się carpooling. Terapia w wersji instant, tylko znacznie tańsza od regularnych wizyt u psychologa.

Z zalet – kierowca, znając okolice, wysadził nas przy miejscu nadającym się do rozstawienia namiotu i stosunkowo blisko do autostrady, z której mogliśmy łapać autostop. Gdyby nie ta wskazówka, rozbilibyśmy się pewnie w pierwszym lepszym lesie, czy na polu, a tak mieliśmy jeszcze możliwość odświeżyć się w cudownym jeziorku. Bestia pierwszy raz w życiu wskoczył do wody z własnej woli i z niepohamowaną radością zaczepiał mnie, bym się z nim ścigał, co Krzyś uwiecznił na zdjęciu.

 

 

Następnego dnia, skoro świt, wyruszyliśmy łapać autostop do Brukseli. Spodziewaliśmy się, że zajmie to bardzo wiele czasu, sami byliśmy ciekawi jak wiele. Łapiąc samochód, przeważnie zajmowało nam to 15-20 minut. Nigdy jednak nie podróżowaliśmy autostopem z tak dużymi plecakami i, przede wszystkim, psem.
Pierwsze 30-40 minut byliśmy w ciągłym pogotowiu, co oczywiście było zupełnie niepotrzebne. Po tym czasie plecaki zostały zdjęte, a my postanowiliśmy zasiąść i odpocząć. Nim jednak usadowiliśmy swoje kuperki na podłodze, podjechał samochód. Rekord. Jeżeli pies zawsze będzie wydłużał nasz czas oczekiwania na kierowcę raptem o 10 minut, to dalsze podróżowanie będzie łatwiejsze niż nam się zdawało. No, ale o tym przekonamy się dopiero po większej próbie przypadków, czyli za dwa – trzy dni, kiedy ruszymy w trasę autostopem przez Francję.
Tymczasem, odnośnie psa jeszcze jedna rzecz nasuwa nam się po tych kilku pierwszych dniach. Oczywistym jest, że obserwujemy go wnikliwie żeby zobaczyć jak znosi podróż. O ile długotrwała jazda samochodem przyszła mu bez problemu (spędzał wcześniej w samochodzie do sześciu godzin, więc nie dziwi nas to), jazda metrem, mimo braku kontaktu z pociągami jest tolerowana na równi z jazdą autobusem, do których przywykł, o tyle tak dynamiczna zmiana środowisk i zapachów skonfundowała nam zwierza. Przez dobrych kilka pierwszych godzin w nowym miejscu rzeczywiście jest drażliwy, nerwowo powarkuje i uspokaja się dopiero po dłuższej chwili. Przypuszczalnie związane to jest z szybką zmianą miejsc, bo to wolniejsze przy przemierzaniu dróg pieszo całymi dniami, mamy przestudiowane i ono psa rajcuje równie mocno, co nas. Tym bardziej mamy zamiar rozparcelować sobie pracę na workaway tak, by kończyć nią każdy dłuższy etap autostopowy. Pies pozbędzie się nadmiaru emocji (a kynologia mówi, że psom zajmuje to dwa-trzy dni, choć po zachowaniu mogłoby się wydawać, że znacznie szybciej), a nam wszak wszystko jedno.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *