Zaczynamy!
Jeszcze w domu, jeszcze wszystko przygotowujemy, a im bliżej dzień wyjazdu, tym więcej rzeczy, które należałoby załatwić. Przypuszczalnie, gdybyśmy byli starymi wyjadaczami, którzy urodzili się w plecaku backpackersa, wszystko poszłoby nam sprawniej. No, ale zawsze musi być ten pierwszy raz, pierwsza podróż, dłuższa niż wszystkie inne łącznie.
Przyznamy się Wam szczerze, iż początkowo, przy natłoku spraw do załatwienia, frustracja zwyciężała nad zdrowym rozsądkiem i dawała się nam we znaki.
A co jak nie zdołamy dziś wszystkiego załatwić? Dlaczego ta sprawa przedłuża się o kolejny tydzień? – prym w czarnowidztwie oczywiście wiódł Mateusz.
Dziś staramy się podchodzić do tego okresu nieco inaczej. Przecież i tak już nie wyrobiliśmy się ze wszystkim według planu, bowiem pierwszy plan zakładał, że w podróż mieliśmy wyruszyć już jakieś pół roku temu. W zamian jednak jesteśmy małżeństwem, zorganizowaliśmy od podstaw ślub, wesele i… mieliśmy więcej czasu na zorientowanie się jak bardzo nie umiemy hiszpańskiego, czy jak wiele rzeczy można by jeszcze zakupić i zabrać ze sobą, gdybyśmy wszystkiego nie wydali na super nieprzemakalne skarpetki. Tak więc nawet opóźnienia mogą nieść ze sobą wiele dobrego. Z resztą, przecież od planowania, organizowania, całego tego życia w pośpiechu, do którego przyzwyczaja nas europejska, konsumpcjonistyczna rzeczywistość, chcemy uciec. Staramy się więc popełniać mniej błędów i przejmować takimi rzeczami znacznie rzadziej.
W rzeczywistości w podróży jesteśmy już od dawna. Przynajmniej tak to interpretujemy. Na razie, przebywając w miejscu, ale przecież wszystkie czyny, wszystkie dodatkowe zlecenia, czy autoedukacja nakierowane są na jeden cel. Dla nas to zalążek podróży, sam w sobie.
Trzeba było ustalić jakąś datę wyjazdu, tego fizycznego, by łatwiej było zorganizować domykanie ostatnich spraw. Docelowo wyznaczyliśmy ją sobie na 17 czerwca, choć bardzo prawdopodobne, że przesunie nam się o kolejne kilka dni, ze względu na wynajem mieszkań. I trudno, nic się nie dzieje. Nie spieszy nam się nigdzie. No, może jedynie ogranicza nas fakt, że bilety lotnicze z Europy zakupione. 11.09 musimy stawić się w Madrycie (zgadnijcie, czemu akurat tego dnia bilety były znacznie tańsze 😉 ).
Przygotowujemy więc wszystko, co przygotować się da. Mateusza czeka jeszcze trzecia dawka szczepienia na wściekliznę (Krzysiek i Bestia mają to już za sobą), musimy przetłumaczyć zaświadczenia zdrowotne na hiszpański, wysprzątać i oddać firmie mieszkania, przenieść ostatnie klamoty, wykupić ubezpieczenie, zamknąć prywatne konta, rozwiązać umowy telefoniczne, zrobić ostatnie badania psu, dogadać się z liniami lotniczymi na temat jego transportu (bo jakoś tak ciężko to idzie), opracować metody wysyłki klamotów, szczególnie leków, a w międzyczasie najlepiej podciągnąć się z hiszpańskiego. Uff… jak widzicie, niewiele zostało 🙂
Przygotowaliśmy już całe zaplecze komunikacyjne, które, miejmy nadzieję, będziemy mieli możliwość upgrade’ować od czasu do czasu. Mamy stronę internetową, instagrama, kanał na youtubie, paypala, fanpage na facebooku, a do tego wszystkiego podpięliśmy jeszcze couchsurfing, ale to już bardziej dla nas samych, by wszystko mieć koło siebie.
Stronę internetową znacie, bo czytając te słowa musicie się na niej znajdować. Pewnie będzie się różnić nieco od tych, których teraz wiele w sieci. Będziemy bardziej nawiązywać do blogów sprzed dziesięciu lat, czyli z czasów kiedy jeszcze nikt nie był profesjonalistą od wszystkiego, niewielu znało photoshopa, a gdyby ktoś usłyszał o kupowaniu like’ów albo wyświetleń w sieci, to stuknąłby się w głowę. Nie będzie chwytliwych tytułów w stylu „5 najlepszych miejsc w Boliwii”, bo choćbyśmy całe życie w Boliwii spędzili, to wszystkich miejsc nie poznamy. Bardziej stawiamy na własne przemyślenia i opisy, opisy, opisy… tak, zrywamy z kulturą obrazkową i tekstu będzie więcej niż zdjęć. Wiecie, że Mateusz lubi pisać posty na 5 – 10 stron A4. No, to w końcu sobie zrobiliśmy platformę, gdzie możemy wrzucać te jego wypociny 🙂
Druga i trzecia rzecz – youtube i instagram. To już bardziej uwspółcześnione i tutaj forma jednak będzie mocno przyciągająca. To będzie swoisty eksperyment na ile uwspółcześnić nasz przekaz potrafimy, bo szczerze powiedziawszy z założenia nie najlepiej się w takich nowoczesnych formach komunikacji czujemy. Oczekujcie więcej show niż na stronie. Jak wyjdzie – świetnie, jak nie, to albo forma zmieni się z czasem, albo porzucimy pomysł całkowicie.
Paypal – wiadomo, gdyby komuś się spodobało i zechciałby nas wspomóc jednorazową wpłatą, albo objąć patronatem, macie możliwość wpłacenia dowolnej kwoty. Oczywiście nie chodzi nam o jałmużnę. W zamian coś z pewnością będzie. Oferta skierowana zarówno dla firm, jak i osób prywatnych. Kontakt drogą mailową w takich przypadkach wskazany.
W końcu facebook. Profil na facebooku ma mieć charakter łącznika pomiędzy wszystkimi mediami, których pragniemy używać. Jeżeli nie chcecie ominąć ani fotek z instagrama, ani wpisów z bloga, ani filmów z youtube, ani niczego innego, śmiało polubcie.
No i tyle.
Na zakończenie jeszcze może powiemy, że cieszymy się niezmiernie iż chcecie nam towarzyszyć w naszej podróży. Mamy nadzieję, że wyniesiemy z niej bardzo wiele, że uda nam się tym podzielić i z Wami i że zdołamy również odwdzięczyć się pracą czy doświadczeniem za uzyskane umiejętności i wiedzę.